27.3.11

Samarytanka




Jedynym jej pragnieniem było "bycie kochaną". Nic więcej.  Szukała miłości namiętnie i bez pamięci.
"Pierwszy" był tak samo młody jak ona. Chciała wyrwać się z domu. Szybki ślub. Może dziecko. Narastające konflikty i pretensje. To nie było to. Nie tak wyobrażała sobie prawdziwą miłość.
Gdy zjawił się "Drugi", jedno dobre słowo i już była spakowana. Gotowa na nową miłość. Kilka lat później. Może miesięcy- rozczarowanie. Namiętność wyciszyła się. Wróciły stare problemy. Zgasła. Ciągle jednak urzekała urodą i młodością. Podobała się mężczyznom. Lubili jej towarzystwo. Po tylu doświadczeniach wiedziała jak z nimi rozmawiać, więc...
 "Trzeci" proponując jej nowy układ i nieco lepsze warunki bytu nie miał trudnego zadania. Wciąż kipiała w niej ta nieodparta chęć doświadczania "bycia w centrum czyjegoś życia". "Trzeci" jednak szybko umarł. Pozostawił ją tylko na krótko w żałobie. W sumie to nawet jej ulżyło. Ciągle rozpamiętywała pierwszą miłość. Po tych wszystkich "Następnych" okazała się tą najbardziej pamiętną.
"Czwarty" uchodził za dość bogatego jak na tamtejsze warunki i nie zależało mu za specjalnie na opinii więc zauroczony jej urodą, zaproponował  małżeństwo. A ona choć wiedziała że nie kocha, zgodziła się. Nie chciała być sama. Pożałowała szybko swojej decyzji. Teraz wolałaby samotność zamiast siniaków pod oczami. Traktował ją jak worek treningowy, wyśmiewał. Nękał, kiedy tylko odezwała się do jakiegoś mężczyzny. Pewnego dnia przyłapał ją na rozmowie z kuzynem i pobił ją w  cetrum miasta. Ludzie tylko kiwali głowami. Kobiety tak naprawde cieszyły się. Dziwka. Zasłużyła sobie.
Odeszła. Tym razem na ulicę. Stanęła przy głównej drodze. Myślała tylko o tym żeby przeżyć.
Można powiedzieć że los jej oszczedził. Zaprosiła ją do swojego domu stara kobieta, która widziała jak potraktował ją "Czwarty". Nie miała nic do stracenia, jako stara panna mieszkająca z bratem, (też starym kawalerem, zresztą). Zaproponowała jej pracę służacej. Chciała odpocząć od codziennego chodzenia do studni i wysłuchiwania rozmów mężatek.Szczególnie nie chciała czuć litości, którą od lat sowicie była częstowana. S. z wdzięcznością przyjeła jej propozycje.
Obiecała sobie, że już nigdy więcej mężczyzn, że spłaci dług wdzięczności. Sama jednak zaskoczyła się jak szybko rozkochała w sobie podstarzałego brata swojej gospodyni. Początkowo tylko na nią patrzył. Zdarzyło się jednak i tak, że zmusił ją do "spłacenia długu wdzięczności". Zobojętniała. Zgorzkniała. Zapomniała  o co jej chodziło w życiu z tym "byciem kochaną". Teraz czuła, że jest tylko ciałem do życia i spłacania.
Swój dzban ciężkiej pracy nosiła w upale i znoju, ale sumiennie. Chodziła czerpać zawsze w południe żeby nie natknąć się na "niemiłosierne samarytanki", które to nie omieszkaly jej przypominać jakim jest odpadem społecznym.
Kiedy więc zapytał ją o wodę jakiś zbłakany Podróżny. Bo kto - do jasnej cholery - o tej porze siada przy studni ryzykując udarem?! Odpowiedziała Mu z przekąsem. Niechętnie weszła z Nim w dialog. Z  każdym pytaniem jednak jej serce otwierało się coraz to mocniejszym szarpnięciem. Patrzył na nią tak jakby wiedział o niej wszystko. Bez pogardy, ba, patrzył z miłością. Miłością bez pożądania. Zaczął od tego, że On mógłby zaspokoić jej pragnienia. Trochę uśmiechnęła się w myślach licząc tych wszystkich, którzy próbowali. Nie chciała znowu tego rozdrapywać. Zmieniała temat z pytania na pytanie, do czasu kiedy w końcu głośno spytał ją o męża. Nie wytrzymała. Wiedziała, że spotkała Kogoś, kto widzi jej życie, takim jakim jest. Jej duszę taką jaką jest a o której istnieniu zapomniała. Serce wprost zaczęło krwawić, ale nareszcie ta brudna krew wypłynęła. Oczyściła się.
Nie wiedząc co robi, rzuciła ten swój ciężki dzban i pobiegła do miasta, tam do centrum gdzie ją pobił jej "Któryś tam z kolei", tam gdzie ludzie ją obrzucali spojrzeniami i oceniali bez litości. Mówiła tym, których spotkała, że znalazła Miłość, że oni też mają szanse, niech tylko pójdą zobaczyć, posłuchać... Mieszkańcy Sychar znali ją, wiedzieli że nie zaryzykowałaby następnego ośmieszenia... Niektórzy trochę dla dziwowiska, niektórzy z zainteresowaniem poszli i zobaczyli i uwierzyli... A ona odzyskała godność...




23.3.11

Wytwórstwo kuchenne

Anioł poleciał do kuchnio- salonu na pewne ranczo- Romańczo , gdzie i psy i koty i konie i nawet anioła tam mają...


A te powstały w full recyklingowym składzie, no tylko babki zapożyczone z Art freebies...


Sok malinowy musi być, kawa też.. wkrótce...


A i Incarnation też musi być i grać do gotowania...



17.3.11

Kilka spojrzeń z okazji St. Patrick Day



O Wyspie, Patryku, wygnanych wężach, bezkrwawej ewangelizacji, legendach i faktach napisano już wiele.
To bardzo piękne i ciekawe historie zaś osobiste spojrzenie na te krainę będzie zawsze zabarwione ogromnymi emocjami.
Tej krainy nie można traktować obojętnie. Albo się ją kocha albo nienawidzi.
Jest naprawdę zielona i bardzo fotogeniczna i trochę jak... syrena.
 Wabi śpiewem, przyjazną atmosferą, spokojem, ale ma też w sobie jakąś truciznę.  
Bez odpowiedniego szczepienia może powoli zabijać.
Wykrzywiać, otępiać, zaciskać się korzeniami wokół nóg i nie pozwalać wzlecieć na powrót.
Trudno wybrać fotografie, które charakteryzują ją najlepiej, bo to "najlepiej" zawsze będzie subiektywne.
Wszystkie wspomnienia (niestety niezapisane jak dotąd) pozostają w zdjęciach. Milionach zdjęć. Posortowanych latami i miejscami, z oddzielonymi folderami na te "najbliższe".  Z nich wyłaniają się nieziemskie krajobrazy, bardzo ziemscy ludzie i zwierzęta, takie... "ludzkie".











Irlandia porywa serca, trzeba na nią bardzo uważać. W tym "czymś duchowym" przypomina ogromnie "Polandię".
Góry jak Bieszczady. Ocean jak Bałtyk. Historia pełna zwrótów akcji.
Ludzie tacy otwarci a zarazem zamknięci w klanach.
Jedzenie proste i takie swojskie, oszczędne i sycące.
Szmaragdowa Wyspa tak samo jak Polska zaprosiła do siebie wiele kultur i pozwoliła im żyć obok, jednak chyba nie pozwoliła na zupełne zasymilowanie się w niej "inności". To ciągle jest "obce".
 Wszystko Irish jest "lepszej jakości".
To co ciągle zdumiewa... Widok starszych ludzi, którzy zupełnie bez skrępowania zaczynają śpiewać w autobusie. Tubylcy znają wiele piosenek i chętnie je nucą.
Czasem spotykają się w pubach lub kręgach rodzinno- przyjacielskich żeby pośpiewać, potańczyć i oczywiście popić.

Obserwator tylko chłonie ten klimat i nie czuje kiedy w niego wsiąka, kiedy zaczyna tęsknić...









Może emerytura (jeśli będzie łaskawa i wogóle nadejdzie) pozwoli na opowiedzenie wnukom co się tu zdarzyło i jak to było na tej Pustyni co miała prowadzić do Ziemi Obiecanej.



P.S  Wszystkie zdjęcia autorstwa K.C... najlepszego fotografa serca tej wyspy

16.3.11

Proste sprawy



Nie trzeba szukać daleko, rozglądać się z lornetką w ręku, żeby znaleźć Go w swoim otoczeniu... Można sobie tłumaczyć, że ten którego mijam to pijak i łajdak. Sam sobie winien, że tylko się mijamy. Nie dotyczymy siebie. Trudno popatrzeć Mu w oczy i zapytać: "to naprawdę Ty" ? TY z przekrwionym nosem i chwiejną mobilnością? Można długo szukać drobnych i zrezygnować, choćby z powodu bajzlu w torebce, ot taki "dobry" powód.
Nie trzeba szukać daleko, można i w swoim domu znaleźć Go w płaczącym dziecku, domagającym się wszystkiego na "teraz". Można niecierpliwymi ruchami załatwić jego potrzeby albo spojrzeć w oczy i spytać "to Ty"? Naprawdę, taki mały, opkupany, cierpiący po szczepionce? 
Patrzenie na chwile pod kątem Obecności to pielęgnowanie soli, którą się dostało.
Można się rozejrzeć i wejść otwarcie w następną chwilę życia i przyjmować ją taką jaka jest, widzieć i dziękować, delektować się przebywaniem w prostych sprawach z Tym, który gdy go chcą koronować oddala się w miejsca odludne...

15.3.11

Abwoon D'Bashmaya



w Jego języku ...


(zdjęcia z sesji zdjęciowej dziękuję O. za modelowanie :)

12.3.11

O pewności

Ucho igielne


Patrząc na świat i jego pewność jutra, można popaść w... zadziwienie. (? )
On, który nie złamie trzciny nadłamanej, ubiera lilie w ubrania piękniejsze niż Prada i inne królowe wybiegów...
Ten, który przychodzi w lekkim powiewie, teraz patrzy na Japonię...
Umysł tego nie ogarnia.
Umysł musi się zmniejszyć, żeby przyjmować wszystko takim jakim jest, nie wnikając w poszukiwanie przyczyn.
Fala porywająca domy, ludzi, dobra... Pożary wybuchające tam gdzie chcą...
Można tylko iść za powiewem nie wchodząc w huragan dociekań i buntu.
Słuchać i przyjmować ciche odpowiedzi. Zamknąć strach w zagłębieniu Jego dłoni.
Stojący na dachach lepiej niech na nich pozostaną...





9.3.11

Tu i teraz

Ogrody deszczu

Odmawianie sobie przyjemności. To takie niepopularne. Świat krzyczy "dogadzaj sobie, bądź dla siebie dobry!" Trudno z papki wybrać to, co rzeczywiście jest miłością siebie a co "zajadaniem pustki".
W ostatnim "Zwierciadle" jest taki fragment dziennika "Moja prywatna wiosna". Autorka odkrywa siebie i swoje życie na nowo po stracie męża. Rozczarowuje się adoptowanym synem. Jest tam coś bardzo głębokiego wogóle o traceniu. Człowiek tracący uwagę świata, tracący jakąś bliską relację, odchodzący w cień, choćby na jakiś czas, zaczyna inaczej patrzeć na chwile. Wszystko czego potem doświadcza zaczyna smakować, nabierać barw. Nagle chwile przeżywane "tu i teraz" odkrywane są jako to, co nazywa się powszechnie szczęściem. Nawet chwiejący się stół nabiera klimatu. Ale zanim to się stanie przechodzenie w nową jakość nie jest łatwe. Jest ból odchodzenia i głód bliskości. Głód i pragnienie wogóle wszystkiego.  Brak jakiegokolwiek smaku i pustka. Właśnie to wszystko czego boi się człowiek to pustka i brak. Wtedy zostaje sam, bez zapychaczy i widzi siebie takim jakim jest naprawdę. Małym, słabym, potrzebującym. Ucieczka to naturalne wyjście. Można zacząć owijać się wokół kogoś jak bluszcz, zajadać smutek, opierać się na opinii każdego innego człowieka tak samo słabego i uciekającego. Albo przeżyć to wszystko "do ostatniej pestki".  
Tracenie i głód inaczej zwane krzyżem to tylko środki. Za nimi jest i wiosna i życie chwilą i bliskość o jakiej nie marzyło się nawet naszym filozofom.

nadzieja ( fot. K.C)


Trzy
Dwa
Jeden
start

8.3.11

Secret garden czyli o kobiecie

Wielość w niej

Czasem ją nosi

Tyle się już napisało i powiedziało o kobietach a tajemnica i tak ciągle zostaje.
Kim jest, na czym polega jej sekret itd. O tym pięknie śpiewa Bruce S.



Ona cię wpuści do swego domu
Jeśli zapukasz ciemną nocą
Ona cię wpuści do swych ust
Jeśli użyjesz właściwych słów
Jeśli zapłacisz właściwą cenę
Głęboko do środka wpuści ciebie

Ona wpuści cię do swojego samochodu
Aby pokręcić się po okolicy
Dopuści cię w te okolice samej siebie
które cię zranią.
Dopuści cię do swego serca
Jeśli masz młotek i imadło
Ale do jej sekretnego ogrodu,
nie przemyśl nawet tego.

Przeszedłeś już miliony mil
Jak daleko poszedłbyś do tego miejsca
Gdzie nie możesz pamiętać
i nie możesz zapomnieć.


Lecz zakazany jest ogród jej
Tam krętą ścieżką zaprowadzi cię
W powietrzu naraz czułość zawiśnie
Pozwoli wejść ci tylko na tyle
Abyś poczuł, że ona tam jest
Spojrzy na ciebie i uśmiechnie się
A jej oczy powiedzą, że
Tajemniczy ogród jej

Gdzie wszystko, co chcesz
Wszystko, czego ci brak
Zawsze zostanie z dala
O milion mil od ciebie.

skupiona na sobie
A collage też jest techniką kobiecą... odkrywa tylko po części, zaprasza do myślenia  o tajemnicy...
 zawartość w niej poufna,
czy chroni ją?

2.3.11

Skrawki


Codzienność pozostawia po sobie skrawki. Różne. Materialne. Emocjonalne. Duchowe.
Można je wyrzucić albo udawać że ich nie ma. Szkoda jednak by to "bogactwo" się zmarnowało. W skrawkach, czy ułomkach, jak zwał tak zwał, leży cała małość i wielkość człowieka, jego zdolność i niezdolność. Jak collage, sztuka wykorzystywania tego, co tak naprawde samo z siebie nadaje się do wyrzucenia. Elementy delikatne, słabe, przenikają się z silnymi, ozdobnymi, hermonijnymi. Najlepiej jeśli zastosuje się róznorodne faktury, kształty i grubości, wtedy obraz nabiera charakteru. Najepiej jednak by barwy albo wyraźnie odcinały się od siebie, albo żeby harmonijnie przenikały się, albo "tak" albo "nie". Ważne jest też słowo, collage bardzo je uwydatnia, obrazuje je, czasem w sposób niedosłowny. Metafora. Aluzja. Gra słów. Pytanie tylko o spoiwo. To "coś" co wszystko połaczy w ten "mówiący obraz". Spoiwem jest Ten kto tworzy, kto nadaje skrawkom i słowom całość. Ten kto się udziela w danym obrazie innym, kto przez to co ułomne i odrzucone przemawia prosto do serca.