26.5.11

Oddać Ojcu kiedy przyjdzie pora...


Być blisko a jednocześnie
Nie rościć sobie praw do pociechy z pociechy
Przytulić się z prawdą, że to tylko gość w dom
Jak Bóg w dom, co ma swoje własne drogi
Stać obok jak anioł, co widział krzyżowanie
Przyjmować w ramiona, ale nie zatrzymywać
Śmiać się głośno, tańczyć, śpiewać, płakać
Razem, ale w przestrzeni swojego serca
Przygotować na prawdziwą walkę
Oddać Ojcu kiedy przyjdzie pora
Na wychowanie prawdziwego rycerza
Powoli pakować na wielką podróż
Pełną przygód i niebezpieczeństw
Ale też i dzielenia miłości i siebie
Oddawać Tej, która wie co to 
Czekanie i duma z dziecka
Tej co nie rozumie, ale przyjmuje
Macierzyństwo z cierniem... 

.

25.5.11

Miary i chwile....

Kiedy mówisz "za chwilę"
To może być minuta
Albo lat siedemdziesiąt
Miary przedziwne
Wysokości i wagi
Zmieszczone w paradoksach
Słabi zbawieni
Silni potępieni
Brudni oczyszczeni
Czyści splamieni
Mali przytuleni
Duzi zapętleni

Czego można jeszcze oczekiwać
Czym jeszcze się zdziwić
Kiedy wszystko możliwe
Kiedy nic napełnione miłością

Tylko czekać cierpliwie
Na spotkanie wyczekane
Bo kiedyś na pewno
Na pewno
Na pewno
Amen

20.5.11

Irlandzki sąsiad

Wiele razy mijałyśmy się to na zakupach, to w kościele, czasem się do mnie uśmiechnęła- kiedy rozwieszałam pranie w ogrodzie- ale raczej nieśmiało. Odwracając zaraz wzrok. Wydaje się zawsze taka wyciszona...
Taka filigranowa blondynka z krótko obciętymi włosami, wygląda na pokolenie nieco młodsze od moich rodziców. Chodzi szybko i cicho. Pewnego dnia wracałyśmy z wieczornej eucharystii, lunął deszcz, a Mały zamiast uciekać czym prędzej do domu, zaczął entuzjastyczny taniec połączony z okrzykami "wow, super"... Ten deszcz chyba spowodował, a może wspólna Msza, a może i już dawno przymierzała się, że ośmieliła się do mnie zagadnąć. Powiedziała: "wiesz... jesteśmy sąsiadkami", przedstawiła się, podała swoje namiary, zapytała o nas jak się czujemy, czy tubylcy są dla nas dobrzy, jak wytrzymujemy wyspiarskie klimaty,  miałam wrażenie, że intrygowaliśmy ją. Zaoferowała, jeśli tylko kiedyś czegoś będziecie potrzebowali jestem tutaj obok...
To dość powszechne słowa wśród samych Irlandczyków, ale wiem, że musiała przetrawiać tę propozycję wcześniej. I widziałam, że była w tym szczera. I wiedziałam też że to był jeden z licznych znaków Obecności Nieba, że Jest blisko...
***
Z nim także często się mijaliśmy, najczęściej naprawiał coś w samochodzie, podobno ma do tego dryg i jakiś własny warsztat kiedyś prowadził, teraz wszystko przejęli jego synowie, dość często go odwiedzają, ale mam wrażenie, że raczej właśnie po radę fachowca, ale to chyba takie męskie, że konkretne rozmowy odbywają się przy okazji. Było mi go tylko szkoda czasem kiedy wieczorem z ciemnego salonu błyskało światło telewizora i on siedział przed nim sam, na stołku, nie w fotelu, ale właśnie na stołku, jakby w oczekiwaniu... Nigdy nie zamienia z ludźmi zbędnych słów, ale "hello" zawsze brzmi w jego wykonaniu wyraźnie i z dodanym do tego uśmiechem. Kiedy zalało nam łazienkę poradzono nam żeby jego poprosić o pomoc, bo jest "złotoręki". Uratował nas przed potopem, nie chcąc nic w zamian, z propozycją pomocy na przyszłość...
***
Czy to był on czy ona - spieraliśmy się miedzy sobą z początku- niby chłop z długimi włosami i ostrymi azjatyckimi rysami, ale jednocześnie paradujący w szlafroku w cętki w pełnym makijażu po ogrodzie, makijażu tak dobrze i delikatnie wykonanym jak mogłaby się na to zdobyć jedynie wprawna kobieta, albo dobrze maskujący się transwestyta. Szybko okazało się, że mnie nie zauważa, nawet patrząc mi prosto w oczy, za to szeroko uśmiecha się na widok mojej drugiej Połowy. Nawet zastanawiałam się nad tym jego rozróżnianiem nas, czy z powodu mojego wyrazu twarzy, bo podobno po mnie po prostu wszystko widać, czy co innego...
Wieczorami przyjeżdżał po niego samochód pełen znajomych, on ubrany kobieco, ale niekrzykliwie, z gładko uczesanymi włosami, i niemal zawsze na wysokim, ale nie za wysokim obcasie, w obcisłych białych spodniach.... Tyle że on jeden wśród nich wydawał się być "inny", chyba nawet nabijali się z niego, bo raz udawali, że nie ma dla niego miejsca w samochodzie...
Niedawno się wyprowadził. Na jego miejsce wprowadziła się jakaś młodziutka blondynka, definitywnie kobieta...
Ciągle szeroko otwieram oczy, jak dziecko, co nie rozumie co to się na tym świecie dzieje...



19.5.11

Przyczajona uczona w Piśmie ukryta przekupka


(J 2,13-22)
Zbliżała się Niedziela i Jezus zbliżał się do mnie
(zwykł nazywać mnie Jerozolimą).
W mojej duszy napotkał jednak moje handlujące roszczenia oraz zasiedziałe lenistwo i obżarstwo.
Wówczas sprawiwszy sobie bicz ze słów i "przypadków" powypędzał je wszystkie z mojej duszy.
Zaczął od dysków wymiennych "parcia na sukces",
potem twardego dysku pychy,wreszcie samoraniących się wnętrzności.
Powywracał stoły hierarchii, powypędzał mniemania.
Do subtelnych zaś przewrotności rzekł: "Wynoście się stąd, nie róbcie z niej targowiska, ona jest moja!!!
Przypomniałam sobie, co napisano: Gorliwość o dom Twój pożera mnie.
W odpowiedzi na to powiedziałam do Niego:
"Jaki cud sprawisz żebym uwierzyła, że nie warto handlować z Tobą i dogadzać sobie?"
Jezus dał mi taką odpowiedź: "Zburz tę świątynię  egoizmu i pychy, a ja odbuduję cię w trzy dni". Powiedziałam do Niego: "Trzydzieści lat budowano we mnie tę świątynię i Ty ją wzniesiesz w trzy dni?
On zaś mówił o swojej drodze śmierci i zmartwychwstania.
Gdy więc rozpłynął się w kielichu eucharystycznym przypomniałam sobie o tym co powiedział
i uwierzyłam Pismu i Słowu, które wyrzekł... Jezus.

10.5.11

Naczynia połączone


(fot.K.C)

Być jednym ciałem to niekoniecznie być taką samą połówką. Tworzyć mistyczne ciało to nie zlewać się w jakaś anonimową całość. Dajczer pisze o naczyniach połączonych (co najmniej dwa naczynia skonstruowane tak, że ciecz może swobodnie między nimi przepływać, na przykład przez połączenie znajdujące się w dnie każdego z nich-wiki). Same naczynia mogą mieć różne kształty, ale włączone w całość oddziaływują na siebie.
rys. stąd

To może być rodzina, kościół albo i jedno i drugie...
Jeśli zatem w układzie powiedzmy czterech naczyń, trzy są zamknięte na działanie Wody Żywej, ciśnienie w tym jednym otwartym, musi się stale zwiększać; jeśli poziom wody ma być taki sam dla całego układu. Inaczej... Jeśli jedna osoba w rodzinie nawraca się, staje się dla pozostałych (tych powiedzmy zamkniętych) kanałem łaski.
Może oczywiście próbować rozwalać zawory, odstawiać "teksańską masakrę...", pytanie tylko: po co?
Te zawory zamykające dane naczynia są powleczone ludzką tkanką, z  narosłymi wodorostami miłości własnej. Zatem boli i rani do głębi takie wchodzenie z butami w czyjeś życie ducha. I zamyka jeszcze szczelniej.
Poza tym, czy to jest właśnie prawdziwa wolność? Czy tylko uszczęśliwianie na siłę?
 Rozwalanie barier, zmuszanie do miłości. Jeszcze nikogo nie zmuszono do tego, by kochał: pod pręgieżem, czy nawet robiąc wykład o miłości. Przecież wszelkie takie decyzje podejmowane pod presją są nieważne nawet w świetle prawa ludzkiego, a co dopiero w świetle prawa Bożego... A przecież Bogu nie chodzi o jakiegoś perfekcjonistę, zawsze działającego jak w zegarku, ale o miłość rozgrywającą się we wnętrzu.
Tam właśnie chce się spotkać z człowiekiem, a do tego nie ma dostępu drugi człowiek, drugi człowiek może tylko dzielić Wodę z innymi.
Zatem zanim zacznę rozwalać innych, muszę pozwolić zwiększać się ciśnieniu w mojej probówce.
"Nie ważne co robisz, ale kim jesteś" mówił JP... I to właśnie to. Zanim  zacznę nawracać innych mam nawracać siebie. Reforma świata zaczyna się od mojego wnętrza.
JP wiedział co mówi, on przynajmniej dwa razy mówił o ofiarach osób, dzięki którym mógł zostać papieżem, o Andrzeju Deskur, którego cierpienie zaczęło się jakoś w czasie konklawe, mówił też o cierpieniach przebytych w obozie koncentracyjnym Wandy Półtawskiej, że to za niego. Potem jego samego trudy podróżowania w stanie zaawansowanej choroby...

Biedaczyna z Asyżu żył w czasach umierającego kościoła, ale nigdy nie krytykował nikogo. Tylko twórcy herezji krytykowali innch, on krytykę kierował ku sobie. Im więcej widział skandali tym bardziej stosował cały zestaw środków ubogich, tzn. tych których nie widać, dzięki nim stawał sie coraz bardziej niewodoczny, przeźroczysty...
I to właśnie on przyśnił się papieżowi Innocentemu III. W tym śnie to on, chudzinka, podtrzymywał kościół. Ten sen się spełnił, jak widać Bogu nie trzeba nawracać na siłę tłumów, czasem trzeba miłości jednego człowieka... Choć On sam chce wszystkich.
Może dzisiaj gdy znowu Europa tonie w skandalach trzeba jakiegoś/jakiejś chudzinki?
Może zacząć od siebie?
Może nawet nie wiem, że jakieś moje cierpienie włączone w ten system mistycznych naczyń krwionośnych daje innym siłę i podtrzymuje to gmaszysko ratując przed zawaleniem... Każda komunia wlewa Wody w te naczynia, powoduje wzrost ciśnienia. W konsekwencji coraz mocniej zawory się otwierają. Kto wie, może nigdy nie zobaczę żadnego owocu, ale czy satysfakcja to najwyższa wartość?

Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha...


5.5.11

Nie tylko dla ludzi o mocnych nerwach

Że cierpienie ma sens: się słyszało, się przegadało, się zbanalizowało nieraz.
Powiedz o sensie cierpiącemu. Powiedz to stojącemu nad przepaścią. Powiedz to porzuconemu i zdradzonemu. Nie powiem.

 A może powiem tylko sobie.

Miło by było się zbawić przez malowanie, śpiewanie, rozmowy, pisanie, taniec, a już najbardziej przez spijanie śmietanki z tego wszystkiego... To są tzw. środki bogate. Pisał o nich Maritain (On the Philosophy of History, 70n). Bogate tzn. takie, których skutek widać, słychać i czuć. Wiąże się z nimi możliwość przywłaszczania sobie wszystkich sukcesów.

W tym miejscu zaczyna się horror (tylko dla ludzi o mocnych nerwach, co jakimś dziwnym trafem to czytają;)...



Niemiło zaś obumierać jak ziarno, co obiecuje obfitować w plon, ale jednak najpierw umiera. Środki zbawienia tzw. ubogie. Nie widać ich i nie słychać i wogóle nie czuć. No i ta droga paradoksów... Im bardziej środek ubogi tym skuteczniejszy. Im mniej widoczny tym bardziej decydujący o losach świata.
Dowód? Jaki to władca wszechmocny rodzi się w stajni, staje się zależny od słabego człowieka, jaki to nie używa swoich wojsk i wszelkich dostępnych sił gdy go opluwają? A przecież mógł! Wystarczyłby tylko znak!
Owszem były i cuda i triumfalny wjazd i uzdrowienia, ale w chwilach kluczowych nie stawiał oporu trudnościom. Dlaczego? Chciał pokazać na sobie, że to TYLKO środki. Wiedział, że po pieluchach i krzyżu będzie Życie, będzie radość, że to TYLKO na chwile, a potem cała wieczność.
Co mam sobie powiedzieć zatem? Nie rób nic, chowaj się przed całym światem(?) Niekoniecznie.
 Kiedy przychodzi możliwość przyjęcia trudności, brać je, nie uciekać, nie narzekać, nie roztkliwiać się nad sobą. Kiedy można, wykorzystać te chwile dla kogoś albo dla prawdziwego zaufania, przecież to TYLKO na chwilę, a potem On Przyjdzie.
Ludzie chorzy, zupełnie niepotrzebni światu, zmieniali losy świata, a tylko leżeli. Jak rośliny.
Bywało, że przy ich łóżkach gromadziły się tłumy, ale najczęściej cierpieli. I modlili się.
Albo taki papież z trzęsącymi się rękami... Pod koniec życia właściwie TYLKO przenoszony na rękach innych, jako znak cierpienia, jak ta fiolka w relikwiarzu. Prawie go nie było można zrozumieć, a pozostawił po sobie takie dziedzictwo... Żaden atleta nie będzie pamiętany tak jak ten staruszek w bieli, co pokazywał jak cierpieć. I jak kochać.
Uznanie własnej bezradności i oczekiwanie wszystkiego od Boga. To środki przywołujące najwięcej Łask.

Środki bogate są potrzebne,bez nich nie byłoby dzieł sztuki i pięknej muzyki, filmu i dobrej książki, ale bez osadzenia w środkach ubogich są one tylko pustą fasadą. Formą bez treści.




P.S Najpiękniejsze piosenki Johnny Cash pisał pod koniec życia, mimo że jego płyty sprzedawały się milionami to te ostatnie są głębokie i po prostu piękne. Pod koniec był samotny i cierpiał. Krzyczał do Boga w samotności i śpiewał. Na środkach ubogich powstają takie utwory. Na ubogich dragach rzec można ;)

3.5.11

Akatyst osobisty

Waleczna Dziewica zlękniona pytaniem "Czy oddasz Swe ciało na mieszkanie?"
Skłania głowę i wypowiada słowa zgody na miecz rozdzierający serce
Staje się naczyniem Przedziwnego Słowa, Przechowalnią Tajemnic
Zatem przez bycie naczyniem współdzieli los Boga i trwa w ciszy
Na wszelkie Jego pytania: Zgoda, Zgoda, Zgoda...


Witaj, Łzo oczyszczająca wracających do życia
Witaj, Serce podziurawione cięciami języka
Witaj, Ciszo pełna tajemnic
Witaj, Wokalizo duszy przedziwna
Witaj, Modlitwo bez słów trwająca
Witaj, Oddechu spokojny i ostatni
Witaj, Drabino wiodąca wprost do głębi
Witaj, Ucho zawsze otwarte
Witaj, Wzroku przyjmujący
Witaj, Bramo wiodąca prosto w Ramiona


Matka bez grzechu,  przyjmuje konsekwencje, nie pyta: "Czym zasłużyłam na wyróżnienie?"
Po prostu ubiera się w wybranie nowej Przyjaciółki Oblubieńca,
Przeżywa tragiczną śmierć Dziecka, ufając nieprzerwanie, staje się matką tego co małe,
Latarnią orientującą wszystkie statki świata. Gwiazda morza w jej płaszczu
Odbija światło Najdoskonalsze...



Witaj, Słowo otwierające zamkniętych
Witaj, Przyjaciółko zdradzonych
Witaj, Współokatorko samotnych
Witaj, Matko Synów Nieprzywłaszczonych
Witaj, Powierniczko Mężów Roztargnionych
Witaj, Wytchnienie Rodzicielek
Witaj, Piekąca chleb eucharystyczny
Witaj, Zapachu przyciągający odepchniętych
Witaj, Napoju przebywających na pustyni
Witaj, Powrocie wszystkich emigrantów
Witaj, Tkająca ubranie na Wesele.



Rozpoznasz mnie kiedy wejdę w bramę między życiem a Życiem
Uściskamy się jak dawno niewidziane siostry
Nareszcie! Nareszcie! Będą mówić wokoło
Przewodniczko na tej drodze, witaj! Witaj!
Amen.
Amen.
Amen.



P.s Akatyst ku czci Bogurodzicy m.in  tutaj


a tu coś o kobietach...

1.5.11

Dotknąć prawdy


Włożyć palce w miejsce ran już zaleczonych, ale głęboko wydrążonych.
Dotknąć prawdy o głupocie i niedowierzaniu tak oczywistej, że niezauważalnej.
Złożyć głowę w ramionach zawsze otwartych szeroko na zranienie.
Potoczyć się w sam dół przepaści na której dnie jest tylko miłość.

Dlaczego niedowierzanie ciągle dziwi?
Czyżbym oczekiwała po sobie ideału?
Dlaczego grzech ciągle zaskakuje?
Czyżbym spodziewała się po sobie stałości?


A przecież słabość przyzywa Siłę
Samotność przywołuje Obecność
Choroba obiecuje zdrowie
 Zdrada nieraz rozbudza miłość...