
Jedynym jej pragnieniem było "bycie kochaną". Nic więcej. Szukała miłości namiętnie i bez pamięci.
"Pierwszy" był tak samo młody jak ona. Chciała wyrwać się z domu. Szybki ślub. Może dziecko. Narastające konflikty i pretensje. To nie było to. Nie tak wyobrażała sobie prawdziwą miłość.
Gdy zjawił się "Drugi", jedno dobre słowo i już była spakowana. Gotowa na nową miłość. Kilka lat później. Może miesięcy- rozczarowanie. Namiętność wyciszyła się. Wróciły stare problemy. Zgasła. Ciągle jednak urzekała urodą i młodością. Podobała się mężczyznom. Lubili jej towarzystwo. Po tylu doświadczeniach wiedziała jak z nimi rozmawiać, więc...
"Trzeci" proponując jej nowy układ i nieco lepsze warunki bytu nie miał trudnego zadania. Wciąż kipiała w niej ta nieodparta chęć doświadczania "bycia w centrum czyjegoś życia". "Trzeci" jednak szybko umarł. Pozostawił ją tylko na krótko w żałobie. W sumie to nawet jej ulżyło. Ciągle rozpamiętywała pierwszą miłość. Po tych wszystkich "Następnych" okazała się tą najbardziej pamiętną. "Czwarty" uchodził za dość bogatego jak na tamtejsze warunki i nie zależało mu za specjalnie na opinii więc zauroczony jej urodą, zaproponował małżeństwo. A ona choć wiedziała że nie kocha, zgodziła się. Nie chciała być sama. Pożałowała szybko swojej decyzji. Teraz wolałaby samotność zamiast siniaków pod oczami. Traktował ją jak worek treningowy, wyśmiewał. Nękał, kiedy tylko odezwała się do jakiegoś mężczyzny. Pewnego dnia przyłapał ją na rozmowie z kuzynem i pobił ją w cetrum miasta. Ludzie tylko kiwali głowami. Kobiety tak naprawde cieszyły się. Dziwka. Zasłużyła sobie.
Odeszła. Tym razem na ulicę. Stanęła przy głównej drodze. Myślała tylko o tym żeby przeżyć.
Można powiedzieć że los jej oszczedził. Zaprosiła ją do swojego domu stara kobieta, która widziała jak potraktował ją "Czwarty". Nie miała nic do stracenia, jako stara panna mieszkająca z bratem, (też starym kawalerem, zresztą). Zaproponowała jej pracę służacej. Chciała odpocząć od codziennego chodzenia do studni i wysłuchiwania rozmów mężatek.Szczególnie nie chciała czuć litości, którą od lat sowicie była częstowana. S. z wdzięcznością przyjeła jej propozycje.
Obiecała sobie, że już nigdy więcej mężczyzn, że spłaci dług wdzięczności. Sama jednak zaskoczyła się jak szybko rozkochała w sobie podstarzałego brata swojej gospodyni. Początkowo tylko na nią patrzył. Zdarzyło się jednak i tak, że zmusił ją do "spłacenia długu wdzięczności". Zobojętniała. Zgorzkniała. Zapomniała o co jej chodziło w życiu z tym "byciem kochaną". Teraz czuła, że jest tylko ciałem do życia i spłacania.
Można powiedzieć że los jej oszczedził. Zaprosiła ją do swojego domu stara kobieta, która widziała jak potraktował ją "Czwarty". Nie miała nic do stracenia, jako stara panna mieszkająca z bratem, (też starym kawalerem, zresztą). Zaproponowała jej pracę służacej. Chciała odpocząć od codziennego chodzenia do studni i wysłuchiwania rozmów mężatek.Szczególnie nie chciała czuć litości, którą od lat sowicie była częstowana. S. z wdzięcznością przyjeła jej propozycje.
Obiecała sobie, że już nigdy więcej mężczyzn, że spłaci dług wdzięczności. Sama jednak zaskoczyła się jak szybko rozkochała w sobie podstarzałego brata swojej gospodyni. Początkowo tylko na nią patrzył. Zdarzyło się jednak i tak, że zmusił ją do "spłacenia długu wdzięczności". Zobojętniała. Zgorzkniała. Zapomniała o co jej chodziło w życiu z tym "byciem kochaną". Teraz czuła, że jest tylko ciałem do życia i spłacania.
Swój dzban ciężkiej pracy nosiła w upale i znoju, ale sumiennie. Chodziła czerpać zawsze w południe żeby nie natknąć się na "niemiłosierne samarytanki", które to nie omieszkaly jej przypominać jakim jest odpadem społecznym.
Kiedy więc zapytał ją o wodę jakiś zbłakany Podróżny. Bo kto - do jasnej cholery - o tej porze siada przy studni ryzykując udarem?! Odpowiedziała Mu z przekąsem. Niechętnie weszła z Nim w dialog. Z każdym pytaniem jednak jej serce otwierało się coraz to mocniejszym szarpnięciem. Patrzył na nią tak jakby wiedział o niej wszystko. Bez pogardy, ba, patrzył z miłością. Miłością bez pożądania. Zaczął od tego, że On mógłby zaspokoić jej pragnienia. Trochę uśmiechnęła się w myślach licząc tych wszystkich, którzy próbowali. Nie chciała znowu tego rozdrapywać. Zmieniała temat z pytania na pytanie, do czasu kiedy w końcu głośno spytał ją o męża. Nie wytrzymała. Wiedziała, że spotkała Kogoś, kto widzi jej życie, takim jakim jest. Jej duszę taką jaką jest a o której istnieniu zapomniała. Serce wprost zaczęło krwawić, ale nareszcie ta brudna krew wypłynęła. Oczyściła się.
Nie wiedząc co robi, rzuciła ten swój ciężki dzban i pobiegła do miasta, tam do centrum gdzie ją pobił jej "Któryś tam z kolei", tam gdzie ludzie ją obrzucali spojrzeniami i oceniali bez litości. Mówiła tym, których spotkała, że znalazła Miłość, że oni też mają szanse, niech tylko pójdą zobaczyć, posłuchać... Mieszkańcy Sychar znali ją, wiedzieli że nie zaryzykowałaby następnego ośmieszenia... Niektórzy trochę dla dziwowiska, niektórzy z zainteresowaniem poszli i zobaczyli i uwierzyli... A ona odzyskała godność...