6.9.11

Autystycznie

W krainie nigdzie-nigdzie zaplątany sam w sobie
Trochę egoistycznie siedzę i nic nie robię
Ciało jest obecne, grzeczne i na kanapie
Duch wolny się wyrywa i hula razem z wiatrem
Krzyczysz, że chowam się przed tobą i jestem skryty
Lub chcąc być blisko ze mną solidarnie milczysz
Kochając i się złoszcząc znosisz to cierpliwie
Ja też cię bardzo kocham, tylko trochę autystycznie
Wiem o tym wszystkim, ty chyba też wiesz
I choć nie płaczę przy tobie, coś między nami jest
Uśmiecham się do siebie trochę tajemniczy
Znów pytasz o czym myślę, odpowiadam że o niczym
Hej hej na pierwszy rzut oka
Hej hej nie widać, że kocham
Hej hej na pierwszy rzut oka
Nie widać, że cię kocham 
(fragm. Autystyczny/ Luxtorpeda)

Przebój Luxtorpedy nazwał we mnie i zarazem uwolnił od pewnych oczekiwań. Zwłaszcza to, że miłość nie musi być zawsze komunikowana i spełniona. Możne nawet lepiej, by nie była, bo to puste miejsce może zostać zamieszkane przez coś prawdziwszego niż pozorne zaspokajanie potrzeb. Przecież to wiedziałam. Ale do upadłego walczyłam z sobą i swoim naiwnym roszczeniem. A więc jeszcze na tym świecie ktoś tak ma skoro chciał właśnie o tym zaśpiewać...
Jestem kochana autystycznie. Zatem z pewnym "zaburzeniem". Nie czuję dotyku i zapewniania o ciągłej bliskości, kiedy tego najbardziej potrzebuję. Czasem dobijam się o odpowiedź na rzucone na wiatr pytanie. Nieraz zaskakująco odpowiedź spada. Zazwyczaj taka jakiej nie oczekiwałam. Zatem nadarza się nieustannie okazja do sprawdzenia czy miłość bezinteresowna to nie pusto-słów, a ja  z uporem maniaka walczę o swoje ochłapy. A przecież żaden człowiek mnie nie zaspokoi...
Miłość bez- interesowna/ bez zapychaczy. ZA NIC. Tylko Ktoś Zupełnie Doskonały tak potrafi. Człowiek  jak dziecko, rozpieszczone, nauczone ciągłego otrzymywania nie rozpoznaje nadejścia czasu dawania. Zazwyczaj potrzebuje przejść okres buntu i tracenia. Przygotowania na czas dawania i śmierci oczekiwań. Nie ma to jak analogie życiowe. Nie da się od razu z pieluch wskoczyć w strój małżonka. Trzeba swoje "wybuntować" i stracić pierwsze zęby, może nawet drugie, żeby stanąć w szranki o dojrzałą miłość.
Ja też kocham autystycznie, układam "zabawki" w logiczne ciągi, żeby tylko bezpiecznie uporządkować swój świat i niech mnie nikt broń Boże nie dotyka... Tracę grunt pod nogami, kiedy pojawia się jakieś "nowe niezidentyfikowane wydarzenie, uciekam i uderzam głową o ścianę. A Bóg jakby powoli wchodził w ten zaburzony świat, powtarzając moje ruchy żebym poczuła czyjąś obecność. Potem powoli uczy mówić i poznawać zewnętrzny świat, stawiać pewniej kroki, wychodzić do ludzi. Aż do pełnego rozwoju, choć wiadomo, że autyzmu całkiem się nie wyleczy, ta skaza gdzieś tam jest...
Co robi rodzic, który nie ma kontaktu z dzieckiem? Siada obok i zaczyna naśladować ruchy dziecka. Dziecko nagle rozpoznaje czyjąś obecność. Może to trwać latami, ale w końcu dochodzi do przytulenia. To co dla jednych jest oczywiste, dla innych graniczy z cudem. 




4 komentarze:

basja pisze...

ujęłaś w słowach to z czym tak często się zmagam. ja nazywam to egoizmem, a przecież autyzm brzmi ładniej. Każdy z nas jest takim miłosnym autystą.
I tylko Bóg kocha najpełniej.
pozdrawiam

Gallery from the soul pisze...

no właśnie to Litza tak to świetnie nazwał a mnie to ujęło , z reszta podobno wielu ludziom ta piosenka pasuje do siebie... :)

Anonimowy pisze...

Pozdrawiam z Jeruzalem :)))) -m

Gallery from the soul pisze...

ooo pozdrawiam Izrael ciepło :)