Mała Tereska mówiła o tym świecie, że rozdaje pochwały, kiedy się one nie należą , i tak samo z naganami, przychodzą wtedy kiedy na nie nie zasługujemy. Gdyby nie Chrystus, który jest tak stały w miłości i który stawia właściwe sądy.... Ufff.....
Świat mnie chłoszcze i pieści- mam wrażenie- niemal zawsze nie w porę. Nie ocenia intencji tylko wynik. Kiedy staram się wychodzić ku człowiekowi, pocieszyć, zatroszczyć, często się zdarza, że zupełnie przeciwnie zostaję zrozumiana. Kiedy mam wszystko gdzieś, olewam i nie dbam nagle jakieś dobre słowo się pojawia i znowu chce mi się troszczyć i pocieszać a wtedy najczęściej znowu dostaję baty i tak wkoło.
W tłoczni mistycznej- uwaga mądrej osoby- przecież rodzi się wino najprzedniejsze, ofiara, ale z czego? Ze zgniłych owoców. Jeśli będę oczekiwała czegoś w zamian, jeśli nastawię się tylko na odbieranie pochwał to już upijam się, zanim napój nabrał głębi i smaku i najszlachetniejszych walorów. W ogóle odkrycie kopernikańskie , że Chrystus zbiera wszystkie moje zgniłki zawodu, cierpienia, niespełnienia i obmywa wszystko swoją krwią, włącza do swojej ofiary, zaprasza jak najlepszego towarzysza trudnej drogi. Wypróbowanego. Prawdziwego. Nadaje znaczenie i godność, na którą przecież tak obiektywnie nigdy nie zasłużę, ale ona jest właśnie za zupełną darmochę...
Przecież stworzył mnie nie dlatego że musiał, ale że chciał....
2 komentarze:
nawet nie wiesz jak mi pomogłaś..
cieszę się , powodzenia...
Prześlij komentarz