10.5.11

Naczynia połączone


(fot.K.C)

Być jednym ciałem to niekoniecznie być taką samą połówką. Tworzyć mistyczne ciało to nie zlewać się w jakaś anonimową całość. Dajczer pisze o naczyniach połączonych (co najmniej dwa naczynia skonstruowane tak, że ciecz może swobodnie między nimi przepływać, na przykład przez połączenie znajdujące się w dnie każdego z nich-wiki). Same naczynia mogą mieć różne kształty, ale włączone w całość oddziaływują na siebie.
rys. stąd

To może być rodzina, kościół albo i jedno i drugie...
Jeśli zatem w układzie powiedzmy czterech naczyń, trzy są zamknięte na działanie Wody Żywej, ciśnienie w tym jednym otwartym, musi się stale zwiększać; jeśli poziom wody ma być taki sam dla całego układu. Inaczej... Jeśli jedna osoba w rodzinie nawraca się, staje się dla pozostałych (tych powiedzmy zamkniętych) kanałem łaski.
Może oczywiście próbować rozwalać zawory, odstawiać "teksańską masakrę...", pytanie tylko: po co?
Te zawory zamykające dane naczynia są powleczone ludzką tkanką, z  narosłymi wodorostami miłości własnej. Zatem boli i rani do głębi takie wchodzenie z butami w czyjeś życie ducha. I zamyka jeszcze szczelniej.
Poza tym, czy to jest właśnie prawdziwa wolność? Czy tylko uszczęśliwianie na siłę?
 Rozwalanie barier, zmuszanie do miłości. Jeszcze nikogo nie zmuszono do tego, by kochał: pod pręgieżem, czy nawet robiąc wykład o miłości. Przecież wszelkie takie decyzje podejmowane pod presją są nieważne nawet w świetle prawa ludzkiego, a co dopiero w świetle prawa Bożego... A przecież Bogu nie chodzi o jakiegoś perfekcjonistę, zawsze działającego jak w zegarku, ale o miłość rozgrywającą się we wnętrzu.
Tam właśnie chce się spotkać z człowiekiem, a do tego nie ma dostępu drugi człowiek, drugi człowiek może tylko dzielić Wodę z innymi.
Zatem zanim zacznę rozwalać innych, muszę pozwolić zwiększać się ciśnieniu w mojej probówce.
"Nie ważne co robisz, ale kim jesteś" mówił JP... I to właśnie to. Zanim  zacznę nawracać innych mam nawracać siebie. Reforma świata zaczyna się od mojego wnętrza.
JP wiedział co mówi, on przynajmniej dwa razy mówił o ofiarach osób, dzięki którym mógł zostać papieżem, o Andrzeju Deskur, którego cierpienie zaczęło się jakoś w czasie konklawe, mówił też o cierpieniach przebytych w obozie koncentracyjnym Wandy Półtawskiej, że to za niego. Potem jego samego trudy podróżowania w stanie zaawansowanej choroby...

Biedaczyna z Asyżu żył w czasach umierającego kościoła, ale nigdy nie krytykował nikogo. Tylko twórcy herezji krytykowali innch, on krytykę kierował ku sobie. Im więcej widział skandali tym bardziej stosował cały zestaw środków ubogich, tzn. tych których nie widać, dzięki nim stawał sie coraz bardziej niewodoczny, przeźroczysty...
I to właśnie on przyśnił się papieżowi Innocentemu III. W tym śnie to on, chudzinka, podtrzymywał kościół. Ten sen się spełnił, jak widać Bogu nie trzeba nawracać na siłę tłumów, czasem trzeba miłości jednego człowieka... Choć On sam chce wszystkich.
Może dzisiaj gdy znowu Europa tonie w skandalach trzeba jakiegoś/jakiejś chudzinki?
Może zacząć od siebie?
Może nawet nie wiem, że jakieś moje cierpienie włączone w ten system mistycznych naczyń krwionośnych daje innym siłę i podtrzymuje to gmaszysko ratując przed zawaleniem... Każda komunia wlewa Wody w te naczynia, powoduje wzrost ciśnienia. W konsekwencji coraz mocniej zawory się otwierają. Kto wie, może nigdy nie zobaczę żadnego owocu, ale czy satysfakcja to najwyższa wartość?

Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha...


3 komentarze:

majka pisze...

Bardzo obrazowo to wytłumaczyłaś :)
Z "rozwalania na siłę" raczej nigdy nic dobrego nie wynika .

a zdjęcie jest cudne....

Gallery from the soul pisze...

No tak, żeby sobie to tylko jeszcze zinternaizować... :) a to Dajczera tylko przełożone na mój język. Dziękuję pozdrawiam

majka pisze...

No popatrz - Dajczera też czytałam ;) :D