14.9.11

wykorzeniona wszczepiona




Wykorzenił z bliskich relacji.
Z pewników i przywiązania do planów.
Jednym cięciem. Rozłożonym w czasie.
Ostrzem czystym i zdecydowanym.
Słów. Gestów. Odejść.
Delikatnie zawinął w bandaż jak sadzonkę i wszczepił w siebie.
Liżę rany. Zapętlona w sobie.
Jakie to ma znaczenie jeśli schowana głęboko w krzewie.
Życiodajne soki przecież rozlewają się po całości.
Więc i ja dostaję ich potrzebną porcję.
I dziś i jutro przyjdzie pora i na owoce i na mistyczną tłocznię...
Teraz śpię. Bezpiecznie.





Oh... I'm going home back to the place I belong ... lalalala
Cool!

2 komentarze:

majka pisze...

wróciłam.
z zagojonymi ranami.
jak ich sama nie rozdrapię na nowo zabliźnia się całkiem.
z nowym spojrzeniem.
choć wciąż o tłoczni myślę z niepokojem.
układam w sobie bezmiar przeżyć i myśli.
Dwie wyrzeźbione tancerki ujrzane gdzieś z okna na początku podróży były dla mnie znakiem i dodały sił. Myślałam i o Tobie :)pozdrawiam :))) i dziękuję :)

Gallery from the soul pisze...

Dobrze że już wróciłaś :)