Wczoraj wezwałem straż rzymską do domu Izaaka. Nie chciał oddać haraczu, a przecież go ostrzegałem, że jeśli będzie się stawiał to pewnego dnia przyjdę z nimi, dla przykładu i niech tam sobie plują. Nazwał mnie zdrajcą i złodziejem. Wprawdzie przyzwyczaiłem się już do tych wszystkich obelg, ale ostatnio nie potrafię trzymać nerwów na wodzy. Idę w zaparte, skoro mnie i tak nienawidzą moi ziomkowie, to nic tego już nie zmieni. Taki fach. Wiem, że odbieram to, czego nie muszę, ale wszyscy moi koledzy z pracy robią to samo. Jeśli się postawię i będę odbierał tylko tyle ile chcą Rzymianie, wszyscy staną przeciwko mnie, nie będę miał na te wszystkie przyjemności, chociaż, co to za przyjemności, nawet przyjaciół mam samych jakiś spod ciemniej gwiazdy. Zatem będę miał dwa fronty wrogów i tak do epitetów zdrajca i złodziej dojdzie jeszcze frajer i pajac. Nie wiem, nie wiem, nie wiem... W sumie i tak czuję się jak pajac, chodzę od domu do domu raz w roku i zbieram dla tych łotrów haracze i jeszcze to, co mi się nie należy. Całe miasto, od dziecka do starca, zastąpiło moje imię przydomkiem "ten złodziej". Moja rodzina wprawdzie jakoś z ciężkim sercem, ale to znosi, nie mają wyjścia, tylko ja utrzymuję wszystkich. Jedyny mężczyzna w domu.
Coraz częściej siedzę w mojej komorze jakiś zmęczony, daleki. Koledzy pytają co się dzieje, próbują żartować, zapraszają mnie na cotygodniowe pijatyki i karty, żeby mnie trochę zabawić, ale mnie coś trawi od środka. Po cholerę ten Levi przylazł do mnie i opowiadał o tym Jezusie co to uzdrawia i nie liczy się z faryzeuszami, co biesiaduje nawet z prostytutkami i... takimi jak ja. Co mówi, że jest Mesjaszem i synem Jahwe.
Po cholerę znowu rozdrapał tego już dawno zasklepionego strupa. Teraz to wszystko znowu wróciło. Że może być inaczej, że mogę żyć godnie i że jestem taki sam jak wszyscy nawet jak ci dobrzy obywatele. Jeszcze na początku tej roboty w to naiwnie wierzyłem. Teraz tylko czuję nienawiść i smak śliny na twarzy.
Jasne, jasne... Może inni mogą w to wierzyć, może ten cholerny Levi, ale dla mnie nie ma nadziei. Przecież jak się postawię to mnie zlinczują wszyscy, nawet ci moi tzw. przyjaciele...
Stuk, stuk... Mateuszu... Jestem Jezus Nazarejczyk, choć ze mną zapłacę za Ciebie ten dług.
Padłem na ziemię jak długi...
Potem, kiedy siedziałem za stołem w domu tego niezwykłego człowieka - którego słowa wyciskały ze mnie wodospad łez- czułem jakbym dostąpił najwyższej godności, jakbym... zyskał godność. Teraz mogę być nawet frajerem i pajacem. Mogę nawet umrzeć. To wszystko przestało mieć znaczenie. Mam Chrystusa.
Podpisano
Mateusz celnik zwany człowiekiem.
2 komentarze:
a to Latawiec ;):D
( a może Latawica bo Ruah jest rodzaju żeńskiego ponoć ;) )
Twój tekst jest piękny...
i poruszający.
w ogóle lubię wszystkie Twoje wpisy :)
pewnie przez tego latającego Ducha :D:D:D
dziękuję zatem Duchowi :)
Prześlij komentarz